środa, 4 listopada 2015

Rozdział 5

Szczerze mówiąc to Mariusz był naprawdę pociągającym mężczyzną, jedyne co mnie naprawdę wkurzało to fakt, że po tym jak mnie pocałował już więcej się nie odezwał...kretyn.
Dzisiejszy dzień to rzeźnia kompletna zresztą jak każdy mój dzień, gdy muszę iść na trening w czwartek. Wsiadłam w samochód (tak,mam prawko...co prawda zaliczałam 3 razy. Cholerne śmietniki) i szybko, oczywiście zgodnie z prawem podjechałam pod halę bo już byłam dosyć spóźniona...często mi sie to zdarza, ale co nie zmienia faktu iż tak naprawdę nigdy nie oberwałam. Ha, szczęściara. Zaraz zaraz...poznam te samochody z kilometra przecież to samochód nieszczęśnika Mariusza i jego dwóch koleżków (czyt.pajaców) jedynie Wojtek wydawał się być inny, lepszy być może to przewrażliwienie na punkcie Mariusza i jego charakteru ale sam fakt, że to jedyny siatkarz, którego w jakikolwiek sposób nie poderwałabym W ŻYCIU, był inny tak zwyczajnie. Z przerażeniem ruszyłam do drzwi co chwilę zaglądając gdzie są co tu robią do jasnej cholery. W szatni czekały przebrane dziewczyny, jedynie ja jakoś odstawałam z przebieraniem...ale dobra udało się. Wchodzimy na halę, bez jakiejkolwiek spiny zaczęłyśmy rozgrzewkę aż nagle, no masz babo placek przyszedł trener a za nim wbiegło to bydło, myślałam, że to ze mną jest coś nie tak ale...nie, to jednak ze mną coś jest. Jak zobaczyłam tego głupiego kretyna którego chciałam uderzyć z premedytacją a potem powiesić na brzozie obok no ewentualnie wrzucić do kosza jego szczątki, wkurzyłam sie myślę, że moja mina wyrażała wszystko i więcej. Spokój, spokój...akurat on mnie nie opuszczał dopóki nadszedł czas na rozgrzewkę z piłką, pech chciał, ze trener kazał nam się dobrać dowolnie no to co zrobił On? Przyszedł do mnie i szepnął do ucha "takiej rozgrzewki jaką ci teraz zafunduję, to jeszcze nigdy nie miałaś" b e s z c z e l n y, jasna cholera ale w tamtym momencie zarumieniłam się oczywiście jak to ja zrzuciłam to na pogodę, która na moje szczęście dopisywała. Przy atakach już nie mogłam tłumić emocji i musiałam to z siebie wydusić, przy okazji moje ataki to nie jakieś klepanie łyżką o wiadro.
-Wiesz.co.mam.ochote.cię.zabić.- wykrzyczałam sylabami uderzając piłką o jego czerwone już ręce
Złapał piłkę w ręce i zapytał:
-Ale o co teraz chodzi? Myślałem, że tego nie chcesz...twoja pewność mówiła sama za siebie.przepraszam
Przytulił mnie, ale go odepchnęłam
-Jesteś po prostu kretynem, tępym kretynem, wiesz?-powiedziałam zakładając ręce na krzyż.
-Odpokutuje ci to dzisiaj- złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie
-Odpokutować Mariusz to ty możesz sobie grzechy, a ja potrzebuję mocnego kopa od życia, bo chyba popełniam największy błąd- pocałowałam go bo tego potrzebowałam, chwycił mnie za tyłek i przegryzł wargę. Nie, wcale nie był seksowny i pociągający, ani trochę.
Wyrwaliśmy się z treningu szybciej, żeby pójść do mnie i zjeść coś nie zdrowego.
-Chce pizze- wykrzyczał w samochodzie
-A może frytki do tego- powiedziałam ironicznie
-No w sumie frytki z pizzą? Czemu nie. Dobra, idz ja poczekam w samochodzie
-Wszystko ja...będę tego żałować- wyszłam z samochodu przewracając oczami.
Kupiłam wszystkie bomby kaloryczne, które znalazłam w tym dennym supermarkecie. Nosiłam torby do samochodu ale królewicz ruszył dupę i pomógł mi z tym cholerstwem. Pól godziny później leżeliśmy na kanapie słuchając muzyki i upychając się towarem ze spożywczaka.
-Lubisz jeść, kochasz siatkówkę i rocka...gdzieś ty była przez całe moje życie?- spytał spoglądając mi w oczy.
-No nie wiem w domu?- wybuchliśmy śmiechem
Chwila, Mariusz się do mnie przysuwa i wbija się w moje usta...tak jest super...chociaż nie wiem czy dam sobie z takim radę. Leżeliśmy, przysięgam jego klata to mogłoby być moje życie...jest idealna, zazdrośćcie, ze teraz leżę obok i mogę ją bezgranicznie dotykać bez zobowiązań... jakichkolwiek zasranych zobowiązań.
-Wiesz co? Jesteś oschłą, pewną siebie kobietą ale i tak naprawdę, cholera. Umarłbym dla ciebie z miłości...tylko dla ciebie. Nie znam cię tyle lat ile istnieje wszechświat ale potrafię kochać i kurwa wiesz co? To się właśnie stało.- podnosi się chwyta mnie za rękę i znowu całuję,
-Mariusz, rozumiem cię...ale ja nie wiem....-odrywam się od niego
-Czego nie wiesz? Tego, ze mnie kochasz?
-Bo chyba nie kocham nie wiem, nie zrozum mnie źle...ja...nie jestem osobą, która potrafi kochać bezgranicznie i prawdziwie.- opieram się o ścianę bez żadnej kropli łzy.
-Doprawdy? Czyli nic nie znaczę? Kurwa. Wiesz co nie chce cię znać.-wyszedł trzaskając drzwiami.
-Znaczysz, chyba...przyjacielu.- tyle mogłam powiedzieć

Zsuwam się po ścianie na podłogę i snuje kolejne kretyńskie refleksję. Jeśli ktoś mi powie, ze miłości nie ma...to niech się porządnie zastanowi. Jest.Tak, miłość istnieje.Tylko czy każdy z nas jej chce? Odrzucamy miłość, wybierając prostszy sposób życia samotność. Cholera, nieodwzajemniona miłość to tak jakby ktoś uderzył cię z całej siły w pysk a ty byś tego nie poczuł. Jedyną rzeczą, której teraz chce to kawa i sen. Dwie rzeczy, które tak naprawdę nie mają ze sobą nic wspólnego. Wykluczają się, coś jak z miłością i dwoma osobami też się wykluczają. Ciężki dzień?